Henryk Rusicki
”Odsłony zachwytu”
Zachwycam się
ulotną kropla rosy
maleńkim słońcem
błyszczącym na liściu łopianu
skrzydłami biedronki
lśniącymi łagodna czerwienią
czarującym uśmiechem kwiatów
patrzących ukradkiem z przydrożnego
rowu,
zachwycam się
dźwięcznym krzykiem gawronów
po stokroć milszym
od zgiełku codzienności
ostatnim tańcem
brunatnego liścia
w mokry jesienny poranek.
Zachwycam się...
Mały domek w samym środku lasu,
zapach dymu z komina przełamany wonią mokrych liści i sosnowych
igieł... Spoglądam w okno – widzę niewielki kawałek ziemi słabo
urodzajnej, a całą resztę wypełnia malowniczy obraz różnych
gatunków drzew, niby zawsze tych samych, ale i jakże innych zarazem
– pory roku zmieniają im przecież co jakiś czas szaty...
niezależnie jednak od kolorów liści i ”doboru strojów” zawsze
są piękne... raz spokojne i stojące dumnie niczym strażnicy na
warcie, innym razem drżące lub uginające się wręcz w ukłonach...
a są ich tysiące. W kolejnym oknie również korony drzew, lecz na
drugim planie, wcześniej zieleń trawy, skąpanej w kroplach rosy w
letnie poranki, studnia wypełniona, dającą orzeźwienie, wodą... zza skrzypiącej furtki wyłania się Babcia w kwiecistej chusteczce
z koszyczkiem pełnym szyszek i suchych gałązek... A dookoła
wysoki drewniany płot, dziś sięgający mi do ramion, wówczas
sprawiający wrażenie nie do przeskoczenia... Wybiegam na drogę -
wąska, piaszczysta, latem parzy stopy... spokojnie mogę iść jej
środkiem, przecież auta jeżdżą tu tylko sporadycznie...
Dosłownie kilka kroków i już jestem w zagajniku... Nigdzie się
nie spieszę, no może na obiad jedynie Mama zawoła uśmiechnięta...
Wielkie mrowisko na miękkim mchu, igłach i dywanie z liści
rozpościera przede mną swe uroki... zabiegane mrówki zdają się w
ogóle mnie nie zauważać... Przechodzę więc cicho, nie będę
przeszkadzać... Upajam się melodią ptasich treli, a i dzięcioł
daje o sobie znać mocno zapracowany... I idę tak wąskimi
ścieżkami, omijam czasem, misternie utkane pomiędzy krzewami,
pajęczyny. Uważam, aby nie zdeptać dorodnych okazów grzybów...
zapach tych suszonych na piecu – wyborny...
A wieczorem, prawie o
zmroku, szczekanie psów w oddali oraz orkiestra rechoczących żab i
hałaśliwych świerszczy znad pobliskiego stawu wypełnia głuchą
ciszę...
A to przecież tylko jedynie niewielki
fragment wyciągnięty z pamięci. Tych wspomnień jest o wiele,
wiele więcej i wszystkie tak zupełnie wyjątkowe... niezapomniane
dzieciństwo...
Ania
Henryk Rusicki
”Niedokończone szczęście”
Na zawsze
pozostaną w mej duszy
wspomnienia
malowane pędzelkiem
niecierpliwych dziecięcych rzęs
bielą osnuty dom
zwieńczony
strzechą trzcinowych cygarniczek
otulony
zielonym aksamitem mchu
w pożółkłych szybach
wielkie gliniane donice
płoną czerwienią pelargonii
wzdłuż piaszczystego zaskrońca drogi
falują łany
mizernego zboża
całość oprawiona
w ramy sosnowego lasu
tworzy
czarno biały obraz
niedokończonego szczęścia
przekreślony niewidzialną linią żalu
pięknie piszesz i fotografujesz
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo... "u Ciebie" też jest pięknie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńzdjęcie na huśtawce mnie oczarowało!!! pozdr i zapraszam do nas
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo, też mam do niego sentyment i naprawdę je lubię:)Pozdrawiam serdecznie.
UsuńPiękne zdjęcia a i wspomnienia cudne :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. Izabela :)
Dziękuję Ci Kochana, wspomnień wiele... na szczęście one pozostaną na zawsze i nikt nam ich nie odbierze:) Ściskam mocno i pozdrawiam.
Usuń