nagłowek

nagłowek

wtorek, 26 listopada 2013

Jesienne spacery...





Henryk Rusicki

"Kufer jesieni"

W złotym kufrze jesieni
mrok wraz ze świtem
wywołują duchy słońca
wrotami horyzontu
na szerokie wody nieba
wylewa się aksamit chmur
zmoknięte gawrony
czekają z nadzieją
by hafciarka  natura
okryła je ciepłym kocem
z brunatnych liści klonu
i białych strun
babiego lata.






Henryk Rusicki

"Jesienne spacery"

Będace w podeszłym wieku
wyblakłe kępy traw
próbują jeszcze
zakładać rodziny
wysuszone badyle ziół 
uparcie chwalą dokoła
zwietrzałe walory smaku
roztargnione drrewa
gubią codziennie
najpiękniejsze ubrania
ptaki w ortalionowych płaszczach
siedzą na pękatych walizkach
tylko leniwe słońce
zapomniało nastawic budzika
i leżąc beztrosko w obłokach
rozmawia z księżycem
o pogodzie.





czwartek, 21 listopada 2013

Z krótką wizytą w krainie marzeń...


Henryk Rusicki

"Ekonomia"

Nieczytelna topografia
moich dróg losowych
układa się w szarą kratę
zamykającą wyjście
z ciasnej celi
ograniczonych możliwości,
przez maleńkie kwadraty szans
roześmiane małpy
wrzucają
twarde orzechy ekonomii
raniąc do krwi
głowę pełną marzeń.






















poniedziałek, 11 listopada 2013

Zwłaszcza dla nich...



Henryk Rusicki

"Dniem i nocą"

Jesiennej nocy
gdy
księżyc rozsypał
iskry
w kolorze płonących liści
próbowałem
żyć bez człowieka.
Ukryty
we własnych myślach
bezradnie
broniłem się sam przed sobą.
Gdy smutne poranki
mroźnym spojrzeniem
wdzierały się
pod podszewkę płaszcza
dźwigałem kamienny
ciężar niepewności.
Kiedy bezwzględny wiatr
zrywał z szarego nieba
białe
plakaty obłoków
mierzyłem  się
z potęgą strachu,
która
bezczelnie milcząc
łamała
kręgosłup mojego ja.


Czasem, zwykle na kilka chwil zaledwie, wydaje się nam, że mamy już wszystko, niczego więcej nam nie trzeba. Innego dnia, odmiennie zupełnie, w poczucie bezsensu i bezsilności popadamy. Nie warci niczego w swym mniemaniu, użalamy się nad sobą, nad życiem swoim, porażkę najmniejszą do krwi rozdrapując. I każdy chyba, smak tych dwóch skrajności, poczuł już w sobie raz nie jeden, bo jakże to niewiele trzeba, by zrobić krok za dużo lub dwa w tył na zgubę swoją, z natłokiem myśli walcząc nieustannie. Wciąż pragnąc więcej, gnając na oślep, każdy upadek długo rozliczając.
Lecz w gruncie rzeczy, tak naprawdę szczerze, czy zbyt wiele od siebie nie wymagamy? Czy nie pragniemy za wszelką cenę, aby wszystko było niczym według wzoru, dokładnie tak, jak zaplanowaliśmy, idealne i jakby"skrojone na miarę"? Wszystko na miejscu z góry ustalonym, każdy założony cel w pełni osiągnięty, kolejne punkty z listy zadań odhaczone, życie jak w bajce mlekiem i miodem płynące...? 
Czy komuś kiedykolwiek to wszystko się udało? Ktoś powie: Byłem całkiem bliski... Ale na pewno zdarzać sie musiały chwile, momenty trudne i niespodziewane, które zburzyły scenariusz wcześniej sporządzony. Zatarły ślady wytyczonej trasy.
I choć cele mieć warto, i plany, i marzenia, coraz to nowe, coraz ambitniejsze. I wizja na przyszłośc też, choć w stopniu małym, gdzieś w naszej głowie przydać by się mogła. To tak do końca losu nie przewidzisz, nie poznasz przyczyn,  skutków pożałujesz, hasła w grafiku rozlecą się nagle. I nici z palnu, na nic założenia, wszystko sie potoczy tak albo inaczej...
Lepiej więc, tak mi sie wydaje, choćby i od teraz, zacząć doceniać to co dał nam świat. I co w życiu zdobyć nam sie udało, rękami własnymi pracując w mozole. To, co już mamy, to co za lat parę. I cieszyć się każdym kolejnym dniem, każdym uśmiechem bliskiej nam osoby, spojrzeniem dobrym, pozdrowieniem szczerym. I dostrzec wreszcie, na przekór wszystkim, tę szklankę do połowy pełną. Pozwolić innym ujrzeć w oczach naszych iskrę nadziei, radości błysk. I żyć pełnią życia, miłością zarażać, dla siebie bądź innych, lub zwłaszcza dla nich...
Ania