nagłowek

nagłowek

niedziela, 25 sierpnia 2013

"Listy do M." odc.5 ostatni

 


Pisała skwapliwie te listy do M... listy od serca, z pasją prawdziwą tworzone zawsze wieczorami. Część wysyłała, inne w szufladzie głęboko miejsce swe znalazły. Myśli w nich zebrać - tego właśnie chciała. By świat jej oczami przybliżyć Mu nieco i dać szansę poznania Jej trochę, choćby troszeczkę, choćby odrobinę. Przelać na papier radości i smutki, tęsknocie ulżyć i znieść tę niepewność.
Dzień cały słowa układała w zdania. Pod kołdrą skrobane linijki długie wypełniały coraz to nowe strony. 
Nie zawsze jednak odpowiedzi się doczekała. 
M. pisał rzadziej, dużo rzadziej, krócej. Nie był wylewny. To czasu brakło, to pisać o czym nie było jakoś. I tych wymówek coraz więcej pojawiać się zaczęło. I choć właściwie to On pierwszy kontakt z Nią nawiązał przecież, dał znak, że nie jest mu całkiem obojętna, entuzjazm nikł jakby z dniem każdym w ciemnych oczach Jego. 
Lecz Ona wciąż nadziei nie traciła. Wierzyła mocno, że drogi ich się zejdą w końcu dnia pewnego. Nie musi przecież listów być miłośnikiem. Jedni emocje skrywają w sobie, inni się dzielić wszystkim potrzebują. Sama przed sobą Go broniła szczerze. Szukała powodów tej bierności wszelkiej i znajdowała o dziwo odpowiedzi zawsze, choćby i sam przyczyn Jej nie podał wcale lub w głowie jeszcze nie znalazł ich nawet. W sobie też winy upatrywać zaczęła, skłonna przepraszać wręcz za błędy Jego. On był bez skazy, idealny w końcu.
I spotkać nawet kiedyś się udało. Był spacer wspólny, rozmowa we dwoje. Spełnienie Jej marzeń, snów urzeczywistnienie zdawać by się mogło.
Lecz On już inny, nieobecny jakby. Bez celu, wiary, bez wizji żadnej. A może poznać Go do końca nigdy nie zdołała? Zawsze był taki? Nie dla niej może, ona Go tylko wyidealizowała? Stworzyła Księcia na potrzeby filmu, a On scenariusz w trakcie seansu zmienił.
W Jej głowie plan od dawna prosty, jeden, niezmienny - iść wspólną drogą.
On ścieżki własne, odmienne od tras przez nią wytyczonych, wybrać postanowił. I nie próbował nawet zbytnio nic tłumaczyć. Nie silił się na wywody długie. Mimo, że w głębi pewnie i na kolana paść, i błagać o szansę dla nich byłaby skłonna, musiała pogodzić się z decyzją Jego. Nie mogła przecież zatrzymać Go przy sobie siłą. Nie chciała wierzyć w ten zdarzeń rozwój w tym momencie, wtedy. Wszystko w niej drżało, głos załamywał, a oczy mokre, bez nadziei żadnych, w ziemię wpatrzone błądziły w rozpaczy.
Pocałunek, muśnięcie w policzek na do widzenia raczej. Żegnaj. Drzwi powoli za sobą zamykane. I cisza, z głową, długo o ścianę ciemnego korytarza, wspartą. Cisza i serca przeraźliwe bicie, jakby o pomoc wołać nagle zaczęło. I nic poza tym. Świadomość może tylko jeszcze, że spacer ten był ich ostatnim. Dzień zimny, chłodny, tak jak Jego słowa i pustka, którą pozostawił w darze. Smutek. I łez morze, i nocy nieprzespanych wiele. Serce złamane. Myśli co nieraz sens życia stawiały w wątpliwość. Wspomnienia chwil krótkich, acz pięknych wciąż dla Niej, i listy. Listy do M. co w końcu spalone zostały. Wraz z nimi wiara w tę miłość od pierwszego wejrzenia zgasła. 
A to co było? Bajką, co dzieciom opowiadać można, na zawsze pozostanie. Bo czymże więcej... 
Cóż zaś z Kopciuszkiem dalej się działo?
Uratować ją mogła tylko miłość nowa. Ta najprawdziwsza, szczera, odwzajemniona. 
I na nią też w końcu doczekać Jej się udało. Życie sensu wtedy nabrało wreszcie. 
Ale to już całkiem historia nowa... Może i na nią przyjdzie kiedyś pora.
Ania

sobota, 10 sierpnia 2013

"Listy do M." odc.4


Czasu minęło trochę... Dni kolejne upływały zupełnie jak dawniej, w swoim tempie, rytmie dobrze znanym. I wszystko było jakby po staremu. Prawie wszystko. Ona się zmieniła. On zmienił się też? Dusza, serce, myśli Jej były zupełne inne. Nie mogła zapomnieć tego spojrzenia, drżenia rąk, uśmiechu odwzajemnionego gdzieś ukradkiem. Na każde wspomnienie tego wieczoru świat wirował jak oszalały i oczy nabierały blasku. Nie mogła spać, a gdy już jej się to udało, M. grał główną rolę w snach jej wyimaginowanych. Śniła o tym co było, co stać się mogło, o wszystkim czego obawiała się najbardziej. Czuła, że straciła już moc Kopciuszka. Pantofelka nie zgubiła. Czar prysł. Książę odjechał i nigdy już jej nie odnajdzie. I nic nie wskazywało na to, że ta krótka bajka będzie kiedyś miała szansę na swój happy end.

Dopiero wizyta miłego listonosza, pewnego deszczowego dnia, wlała w jej serce nowe nadzieje. Na białej kopercie zwykły znaczek, pieczątka słabo widoczna, adres. Zwyczajny list jakich w świecie bez liku. Ale ten wydawał się zupełnie wyjątkowy. Do Niej przecież skierowany. Wręczony do rąk własnych, otwarty po dłuższej chwili. Niezbyt długi, prosty i rzeczowy, ale od Niego. M. napisał właśnie do Niej, tylko do Niej. Czytała te kilkanaście zdań chyba tysiące razy i każde słowo analizowała po stokroć. Nie mogła uwierzyć, że udało Mu się zdobyć Jej adres i zdecydował się po raz drugi "wyciągnąć dłoń" w Jej stronę. Miała ochotę uściskać każą napotkaną osobę i zapewniać wszystkich, że marzenia się spełniają i że w tę miłość od pierwszego wejrzenia warto wierzyć...
Nie pozwoliła, aby M. czekał zbyt długo na odpowiedź. Odpisała zaraz tego samego wieczora. Mogłaby pisać godzinami.  Dla Niej wszystko miało tak wielkie znaczenie, że chciała opowiedzieć, z Jej punktu widzenia, to co wydarzyło się tamtego dnia, co dzieje się u Niej teraz i jaka wizja rysuje się w jej głowie. Nie wiedziała jednak tak naprawdę czego oczekuje M. Pisała o tym, co czuła. Choć starała się ze wszystkich sił, aby Go nie zanudzać i nie gmatwać zbytnio, wielu słów użyła. Papieru nie oszczędzała i list gruby wrzuciła do skrzynki rozpromieniona. A potem kolejny i jeszcze jeden. Każdy list to jakby krok bliżej do Niego. Czekała więc i pisała długie listy. Listy do M.
cdn.
Ania



niedziela, 4 sierpnia 2013

Tylko tyle, czy aż tyle...



Henryk Rusicki

"Pragnienia"

Chciałbym
aby moje zmysły
zdobywały
gór najwyższych szczyty

aby myśli
światłem roztropności
przenikały skał
najtwardszych bramy

aby serce potęgą miłości
roztopiło lody
wiecznej nienawiści 

aby słowa
łagodnością prawdy
uleczały rany
chorych ludzkich dusz